29 marca 2024, 02:13

Teraz

Fakty

A A A

ŁUBNICE: Rodzina potrzebuje pomocy

Los nie oszczędza rodziny z Łubnic. Państwo Merta stale muszą opiekować się synem chorującym na najcięższą odmianę Parkinsona oraz zięciem, który uległ poważnemu wypadkowi i porusza się na wózku inwalidzkim.

Rodzina Mertów jeszcze kilka lat temu wiodła spokojne życie. Pan Marian przepisał na swojego syna gospodarstwo, ponieważ sam nie miał już sił na jego prowadzenie. Były plany na rozbudowę chlewni i powiększenie działalności. W tym okresie zaciągnięto też kredyt na syna. Problemy zaczęły się 4 lata temu. Pierwsze symptomy choroby u 42-latka objawiały się w bólu nóg a trochę później mężczyzna miał poważne problemy z poruszaniem. - Badało go tyle osób i wszystko było zdrowe – opowiada Marian Merta. - W końcu trafiliśmy do Wrocławia na badanie mięśni i tam stwierdzono „zespół sztywnego człowieka”. On był jak manekin. Zaczęły się różne eksperymenty, robili zdjęcia i filmy ale w końcu odesłano nas do domu. Później polecono nam klinikę parkinsonizmu w Warszawie. Tam stwierdzono, że syn ma jego najgorszą odmianę.

Karol Merta ma wahania choroby. Raz jest całkiem dobrze a już za kilka minut sytuacja się diametralnie zmienia. Tak również było w środowy poranek, kiedy odwiedziliśmy rodzinę w Łubnicach. Udało nam się zamienić kilka słów, jednak za chwilę mężczyzna musiał szybko położyć się do łóżka. Kontakt był o wiele gorszy. - On był królikiem doświadczalnym, dostawał wziewne preparaty, które miały zastąpić tabletki – zdradza 64-letni ojciec. - To się nie nadało. Zmieniono to na tabletki, które bierze aż do tej pory. Przyjmuje końskie dawki co 3 godziny. Powinien brać 4 tabletki na dobę a bierze ich 7. Jak lek działa to syn potrafi chodzić, czasem nawet przejedzie się na rowerze. Mijają 2 – 3 godziny i znów jest atak choroby.

Żeby tego było mało. W 2016 r. rodzinę Mertów wstrząsnęła informacja o wypadku zięcia, który pracował za granicą. Przed zdarzeniem udało się jeszcze wyremontować dom. - 18 czerwca o godz. 13.00 spadł z 12-metrowego rusztowania. To cud, że on to przeżył. Był połamany, jest cały pozszywany i poskręcany na śruby. Od tego czasu wymaga stałej rehabilitacji oraz ćwiczeń. Córka jeździ z nim po szpitalach i ośrodkach. Widać poprawę, bo na początku miał problem z poruszaniem ręką – przyznał pan Marian.

W domu Mertów cały czas musi przebywać osoba, która czuwa nad chorym Karolem i sparaliżowanym Marcinem. Są również dzieci i 95-letnia mama. - Jesteśmy na zmianę z żoną i córką. Życie musi toczyć się dalej, musimy walczyć – nie łamie się głowa rodziny.

Państwo Merta żyją ze skromnych emerytur, córka pracuje w markecie i jest jeszcze pomoc z opieki społecznej, jednak nie wystarcza to na kosztowną rehabilitację syna i zięcia. Rodzina pozbyła się prawie całego inwentarza w gospodarstwie oraz większości ziemi, która miała przynosić chleb. - Z żoną mamy 1700 zł, syn ma 700 zł renty chorobowej a zięć zasiłek. Żyjemy skromnie. Jak jest czym posmarować to siedzimy wszyscy przy stole a jak nie to też jesteśmy razem. Nasza rodzina jest silna – dodał.

Osoby zainteresowane pomocą finansową mogą przelewać swoje datki na konto fundacji Happy Kids: 1411 6022 0200 0000 0033 424618, koniecznie z dopiskiem „Mertowie”. Mieszkańcy Łubnic w internecie omawiają szczegóły organizacji wydarzenia charytatywnego. Będziemy o nim państwa informować.

Autor: wieruszow@radiosud.pl