26 kwietnia 2024, 02:09

Teraz

Fakty

A A A

WIERUSZÓW: 40 lat od uruchomienia "Wiórek"

- Gdyby nie "Wiórki", Wieruszów dziś byłby małą wioską. Od tego wszystko się zaczęło - nie mają wątpliwości byli pracownicy "Prospanu". W tym roku mija 40 lat od uruchomienia linii produkcyjnej w Zakładach Płyt Wiórowych. Nowa inwestycja, choć pracy w okolicy nie brakowało, budziła ogromne nadzieje.

O bezpośredniej decyzji dotyczącej budowy zakładu krążą już legendy. Jak wspominają mieszkańcy Wieruszowa, ówczesne władze miały poszukiwać dogodnego terenu dla takiego przemysłu. Podstawowym warunkiem miał być wygodny dojazd, dostęp do mediów, linia kolejowa oraz bezpośrednie sąsiedztwo terenów leśnych. Z inwestycją najpierw miała związać się ziemia opolska, jednak tam brakowało ludzi do pracy, później stawiano na Kępno, gdzie miało nie być dogodnego terenu i w końcu padło na Wieruszów. 1 marca 1974 r. Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie przyspieszenia rozwoju przemysłu meblarskiego. W okresie 26 miesięcy zrealizowano i przekazano do eksploatacji w styczniu 1977 r. pierwszy etap budowy zakładu, który miał zdolność produkcyjną 232 tys. metrów sześciennych na rok płyt wiórowych surowych o wartości ponad 908 mln zł. Koszt budowy pochłonął 1.930.000 tys. zł, w tym 38.950 tys. zł miał wynosić wkład miasta.

Pierwsi pracownicy ZPW w większości dziś już są na emeryturach. Jako szósty w kolejności do "Wiórek" trafił Jan Stojecki. Pracował tam 33 lata. - Byłem przyjęty jako pracownik fizyczny, bo tak wtedy się to określało - wspomina. - Oprócz nas pracowało 12 albo 13 osób w administracji. Jednym z najstarszych pracowników jest Andrzej Pytlewski, który mieszka na osiedlu, była też Ewa Bizuga, Andrzej Rydzyński. W ogóle pierwszym pracownikiem w historii zakładu był pan Małek, jako przedstawiciel ministerstwa. On tę fabrykę budował jako przedstawiciel inwestora.

Na początku nikt w zasadzie nie wyobrażał sobie jak wygląda proces przygotowania płyty wiórowej. Pierwszy produkt z taśmy zszedł dokładnie 12 marca 1977 r. Na pamiątkę tego wydarzenia wykonano fotografię osobom, które z niecierpliwością i dużą dozą ciekawości oczekiwały na ten moment. - Nikt z nas nie wiedział jak to wygląda i co to w ogóle jest - uśmiecha się Stojecki. - Dopiero w trakcie budowy tłumaczono nam jak to jest robione.

Zakłady Płyt Wiórowych obok miejsc pracy stanowiły przyczynek do budowy osiedla bloków na terenie Wieruszowa. Do miasta ściągali specjaliści a także pracownicy fizyczni, dla których brakowało mieszkań. Szybko podjęto decyzję o budowie zaplecza socjalnego. - Gdyby nie ZPW bylibyśmy małą miejscowością, bo w pobliżu tego miejsca powstało kilkanaście zakładów meblowych. To dało szanse dla Wieruszowa. Był moment, że w województwie byliśmy wyliczani jako jeden z przodujących terenów w produkcji.

Pierwszym dyrektorem zakładu w budowie od 1 października 1974 r. został Józef Ledwoń a od 1 stycznia 1976 r. tę rolę przejął Kazimierz Żmijewski. Nowy szef do miasta sprowadził się ze Szczecinka i to właśnie jego osobie przypisuje się sukces związany z rozwojem miejscowości. Dziś dyrektor Żmijewski dochodzi do formy po chorobie, dlatego nie udało nam się z nim porozmawiać. Doskonale te czasy pamiętają jednak jego byli współpracownicy, do dziś przyjaciele. - W ramach inwestycji wybudowano pierwszych 6 bloków, pozostałe powstały z wypracowanego zysku - zdradza Stojecki. - To odbyło się z udziałem Kazimierza Żmijewskiego, bo gdyby nie on i jego układy tak sprawnie nie udałoby się tego przeprowadzić. Wtedy wszystko było na przydział. Problemowe okazało się pozyskanie kaloryferów, a jemu się to udało. Takich przykładów jest o wiele więcej.

ZPW Prospan to nie tylko osiedle mieszkaniowe. Dzięki lokalizacji zakładu, w mieście funkcjonowały żłobek i przedszkole, działała przyzakładowa straż pożarna, ośrodek zdrowia z własną karetką oraz zakładowy dom kultury. W stronę miasta skierowano ciepłociąg, co częściowo rozwiązało problemy ogrzewania. "Wiórki" finansowały też kulturalne oraz sportowe życie wieruszowian. W szczytowym okresie w fabryce miało pracować około 1200 osób. Pracownicy na miejsce byli dowożeni autobusami i nikt nie martwił się, że dziecko nie dostanie się do przedszkola czy żłobka. Ludzie wyjeżdżali na wczasy, co do dziś rodzi miłe wspomnienia.

Bożena Grabna do Wieruszowa trafiła dzięki „Prospanowi”. Sprowadziła się tutaj z Wrocławia. Na „Wiórkach” pracowała ponad 20 lat - najpierw jako referent techniczny na powstającym wydziale płyt laminowanych, później na długo pozostała w dziale kadr, a swoją przygodę z ZPW zakończyła na zastępstwie przy przyjmowaniu surowca drzewnego. - Osoby obsługujące to przez 3 lata nie mogły wybrać się na urlop, dlatego zdecydowałam się podjąć tego zadania – zdradza we wspomnieniowej rozmowie z „Łącznikiem”. - Wtedy problemów z pracą nie było, każdy liczył na to że otrzyma mieszkanie. Jak ja przyjechałam to jeden blok był już wybudowany, drugi był w realizacji. To była nadzieja szczególnie dla młodych ludzi, którzy przyjeżdżali z różnych zakątków Polski. Największe grono było ze Szczecinka, bo tam znajdował się pokrewny zakład. Przyjechałam tutaj głównie za mieszkaniem. Nazywałam się wtedy Bożena Werbicka. Mój mąż pracował jako frezer na zakładzie mechanicznym, on przyjechał 4 miesiące wcześniej.

Pani Bożena przypomina sobie jak na początku starała się wszystkim skrupulatnie przekazywać zarządzenia wydawane przez dyrekcję. - Byłam młoda, dosyć kreatywna. Postanowiłam przychodzić w nocy i na każdej zmianie czytałam takie rozporządzenie, po wszystkim pracownicy mi to podpisywali. Dziś, jak sobie o tym myślę, to było nawet śmieszne. Ale takich historii jest więcej. Na zapleczu był hotel pobudowany z płyt, gdzie mieszkali przyjezdni. Tam było też biuro. Szczury przebijały się przez płytę i ludzie z piskiem wybiegali z pokojów. Ale wtedy żyło się jak w rodzinie, nie tak jak dzisiaj. Taka atmosfera w pracy też była.

W pierwszych miesiącach 1979 r. zakład zatrudniał 1015 pracowników, wśród których 49 osób posiadało wyższe wykształcenie. Początek lat 80-tych dla ZPW, o czym wspominał 20-lat temu ówczesny dyrektor Marian Kaczmarek, był trudnym okresem. „Przemysł płyt wiórowych rozwijał się w Europie gwałtownie, pojawiły się całkowicie nowe rozwiązania techniczne, jak np. prasy o działaniu ciągłym, zaś tu na miejscu nie było postępu ze względu na brak środków – czytamy w lutowym numerze „Ziemi Wieruszowskiej” z 1997 r. - Zaistniały natomiast kłopoty z utrzymaniem na ruchu parku maszynowego pochodzącego w całości z tzw. strefy dolarowej, ale poradziliśmy sobie i z tym problemem. Przy wsparciu ze strony ówczesnego Zjednoczenia dokonano w roku 1987 znacznego skoku technicznego i technologicznego, modernizując przy współpracy zachodniego dostawcy kompleksowo cały węzeł zaklejania i formatowania.

Kilka lat później rozpoczął się proces prywatyzacji, jeszcze większej automatyzacji oraz redukcji zatrudnienia.

Autor: patryk.hodera@radiosud.pl