19 kwietnia 2024, 18:38

Teraz

Fakty

A A A

KĘPNO: Lekarka nie przyjechała potwierdzić zgonu pacjenta

Lekarka rodzinna z Kępna (woj. wielkopolskie) odmówiła przyjazdu do potwierdzenia zgonu swojego pacjenta. Służby przez kilka godzin czekały na przyjazd medyka, który mógłby to zrobić. Zdaniem pani doktor, lekarz rodzinny świadczy usługi osobom żywym, nie martwym. "To niedopuszczalne i nieetyczne" - komentuje wielkopolski NFZ. O tej bulwersującej sprawie pisze "Gazeta Wyborcza" i "Fakt"


Ta szokująca sytuacja miała ostatnio miejsce pod Kępnem. 61-letni mieszkaniec miasta jadąc rowerem po lesie zasłabł i zmarł. Na miejsce służby ratunkowe wezwał przechodzień. Pojawiły się policja, prokuratura i karetka pogotowia.


Nie można było jednak potwierdzić zgonu mężczyzny, ponieważ w karetce, ze względu na sytuację pandemiczną, nie było uprawnionego do tego lekarza. Dlatego, jak pisze "Gazeta Wyborcza", o pomoc poproszono lekarkę rodzinną zmarłego. Ta jednak, ku zdziwieniu wszystkich, odmówiła przyjazdu. Przez kolejnych kilka godzin próbowano więc znaleźć lekarza, który wystawiłby 61-latkowi akt zgonu. W sprawę zaangażowano nawet starostę kępińskiego i wielkopolski oddział NFZ.


Ostatecznie, jak podaje "Wyborcza", zwłoki zostały przewiezione do zakładu pogrzebowego. Tam po zakończeniu dyżuru obejrzał je lekarz, który potwierdził zgon mężczyzny.


Zdaniem przedstawicieli wielkopolskiego NFZ taka sytuacja jest skandaliczna. Bo choć przepisy nie precyzują obowiązków lekarzy rodzinnych w tym zakresie, to "obowiązuje ich też etyka zawodowa".


- Przepisy mówią, że zgon może stwierdzić lekarz rejonowy. W obecnym systemie nie ma już lekarzy rejonowych, a ich zadania przejęli lekarze rodzinni. Dlatego skontaktowaliśmy się z poradnią POZ, gdzie pani doktor, w sposób, którego nie będziemy komentować, odmówiła wyjścia do tego mężczyzny. Uważamy to zachowanie i słowa, które padły podczas rozmowy, za niedopuszczalne i nieetyczne. Stwierdzenie zgonu to ostatnia rzecz, którą doktor powinien zrobić dla swojego pacjenta - powiedziała "Gazecie Wyborczej" Agnieszka Pachciarz, dyrektorka wielkopolskiego oddziału NFZ.


Lekarka rodzinna, która nie przyjechała do pacjenta, tłumaczy w rozmowie z "Wyborczą", że w rozmowie telefonicznej przekazała, że może przyjechać do pacjenta, ale dopiero po zakończeniu dyżuru w przychodni.


- Kontrakt lekarza rodzinnego opiewa na świadczenie usług dla osób żywych, nie martwych. W związku z tym stwierdzanie zgonu pacjenta jest działalnością charytatywną, dla dobra społeczności lokalnej - powiedziała gazecie.


Sprawą zajmuje się obecnie prokuratura. Po jej przeanalizowaniu śledczy podejmą decyzję o ewentualnym wyciągnięciu konsekwencji wobec lekarki.


(Źródło: FAKT/Gazeta Wyborcza)


 

Autor: daniel.tarchala@radiosud.pl