29 marca 2024, 08:36

Teraz

Fakty

A A A

OSTRZESZÓW: Wirusy nie odpuszczają, hodowcy muszą być czujni

ASF, ptasia grypa, amerykański zgnilec pszczół - to zagrożenia, które spędzają sen z oczu wielu hodowcom w naszym kraju. Co prawda, w powiecie ostrzeszowskim od dłuższego czasu nie odnotowano nowych ognisk żadnej z tych chorób, ale nie powinno być to powodem do obniżenia poziomu czujności. Tymczasem, według służb weterynaryjnych, tzw. bioasekuracja pozostawia wiele do życzenia. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku zgnilca amerykańskiego pszczół wykryto dwukrotnie - w kwietniu w Przedborowie, a we wrześniu w Kuźnikach. Choć od tego drugiego przypadku minęło już pięć miesięcy, wciąż przy drogach stoją tablice informujące o obszarze zapowietrzonym. Dlaczego? Wyjaśnia powiatowy lekarz weterynarii Krzysztof Lamek.
- W sytuacji stwierdzenia ogniska, wytycza się obszar zapowietrzony w promieniu około sześciu kilometrów wokół pasieczyska. Wówczas należy wygasić to ognisko, zlikwidować chorobę. W tym całym rejonie robimy przegląd pasieczysk. Ponieważ to była jesień, a pasiek jest w tym rejonie około pięćdziesiąt, udało nam się skontrolować ponad połowę tych gospodarstw. Późnojesienne warunki atmosferyczne nie pozwoliły nam kontynuować przeglądów. Zostaną one dokończone wiosną. W związku z tym wszystkie zakazy i nakazy nadal obowiązują. Musimy zrobić lustrację wszystkich pasieczysk i ocenić, czy ta choroba gdzieś jeszcze występuje, czy już nie.
Dotychczas przeprowadzone przeglądy wykluczyły obecność wirusa. Jeśli podobnie będzie w pozostałych gospodarstwach, obowiązujące obecnie ograniczenia zostaną cofnięte. W roku 2017 prawdziwą zmorą hodowców była ptasia grypa, która miesiącami dziesiątkowała stada drobiu w całym powiecie ostrzeszowskim. Nie tak dawno pojawiły się doniesienia o tym, że wirus zaatakował w powiecie ostrowskim. Póki co, do nas na szczęście nie dotarł, ale zdaniem K. Lamka trzeba się liczyć z taką ewentualnością.
- Można powiedzieć, że takie zagrożenie występuje corocznie, w okresie od stycznia do marca - przypomina K. Lamek. - Jest to związane z tym, że zmieniły się przeloty ptaków. Nie jest tak, jak jeszcze kilka lat temu, kiedy ptaki, czując zimę, odlatywały na południe Europy. Teraz bytują u nas, czasami w ogóle nie odlatują na południe. W związku z tym, jeżeli przylecą jakieś zakażone stada z północy, to tutaj bytują, rozsiewają wirusa, tworząc długotrwałe zagrożenie.
Z obserwacji K. Lamka wynika, że zdecydowanie lepiej zabezpieczeni przed atakiem choroby są duzi producenci. Gorzej sprawy się mają w przypadku tzw. drobiu przydomowego. Niepokojem napawać może także sytuacja panująca w gospodarstwach, zajmujących się hodowlą trzody chlewnej. Zwłaszcza w kontekście dużego ryzyka zawleczenia tutaj Afrykańskiego Pomoru Świń. Jak już wiadomo, choroba dotarła do Wielkopolski, bardzo blisko powiatu ostrzeszowskiego.
- Jesteśmy w takim wąskim pasie, między zachodnią, a wschodnią częścią Polski, gdzie nie wprowadzono zaostrzeń dotyczących odstrzału i badania dzików - zaznacza K. Lamek. - Ostrzeszów jest na razie z tego wyłączony, aczkolwiek sytuacja może się zmienić z dnia na dzień. Staramy się, podobnie jak przy ptasiej grypie, już od kilku lat podnosić świadomość hodowców trzody chlewnej.
Jednym z dziaałń podjętych przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii było przeprowadzenie kontroli we wszystkich gospodarstwach o takim profilu produkcji. Lista uchybień w zakresie przepisów dotyczących bioasekuracji okazała się niestety długa.
Delikatnie mówiąc, nie jest z tym najlepiej - nie kryje K. Lamek. - Widzimy taką prawidłowość, że w gospodarstwach dużych wysiłki w tym zakresie są, świadomość jest coraz większa. Hodowcy wiedzą, że bronią swojego rynku pracy. Natomiast nie można tego powiedzieć o gospodarstwach mniejszych, w których nie ma żadnych działań. Nie ma różnicy pomiędzy tym, który ma dużo trzody chlewnej, a tym, który ma mało. Jeden i drugi musi te warunki bioasekuracji utrzymywać. A widzimy, że w gospodarstwach mniejszych, których właściciele często pracują jeszcze gdzieś zawodowo, warunki te nie są przestrzegane. Apeluję więc do wszystkich, ponieważ wejście ogniska do gospodarstwa, nieważne, czy jest duże, czy małe, powoduje bardzo duże utrudnienia w hodowli. To jest o wiele większy problem niż w ptasiej grypie, a przy ASF możemy bardzo dużo zrobić jako hodowcy, ponieważ wirus musi być wniesiony do gospodarstwa. Nie jest tak, że wchodzi z powietrzem. On jest wprowadzany do gospodarstwa, w związku z tym, prowadząc bioasekurację i szczelność hodowli, w dużym stopniu można ograniczyć zagrożenie.

Autor: lukasz.smiatacz@radiosud.pl