23 kwietnia 2024, 08:48

Teraz

-1°

Fakty

A A A

KRASZEWICE: Tragedia, do której nie musiało dojść?

Do dramatycznego zdarzenia doszło 1 listopada na cmentarzu w miejscowości Kraszewice w powiecie ostrzeszowskim. Podczas nabożeństwa z okazji Wszystkich Świętych, na oczach setek osób, zasłabła i zmarła 58-letnia kobieta. Czy tak musiało się skończyć?
- W dniu 1 listopada około godziny 12:30 Pogotowie Kalisz wnosi o pomoc przy czynnościach związanych z lądowaniem helikoptera Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w związku z reanimacją osoby na terenie cmentarza – relacjonuje rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Ostrzeszowie Agnieszka Szołdra – Na miejscu ustalono, że kobieta lat 58, zamieszkała w powiecie ostrzeszowskim, na terenie cmentarza zasłabła, przewróciła się i utraciła przytomność. Wezwane na miejsce pogotowie ratunkowe, pomimo kilkuminutowej reanimacji, stwierdziło zgon kobiety. Wymieniona chorowała. Wykluczono udział osób trzecich. Na miejscu czynności przeprowadził prokurator Prokuratury Rejonowej w Ostrzeszowie. Zwłoki następnie wydano rodzinie. Postępowanie prowadzi KPP Ostrzeszów.
To tylko „suchy”, pozbawiony emocji opis dramatu, jaki rozegrał się na oczach setek osób zgromadzonych w tym czasie na kraszewickiej nekropolii. W zupełnie innym tonie wypowiada się na ten temat Henryk Wawrzyniak, właściciel firmy „Ratownictwo Medyczne”, której pracownicy jako pierwsi podjęli próbę reanimacji 58-latki.
- Pięciuset ludzi na cmentarzu i nikt nie reanimuje człowieka. To jest po prostu nieludzkie, niezrozumiałe. Nie wiadomo, dlaczego pięćset osób zachowało się w ten sposób, że nikt nie reanimował kobiety w stanie zagrożenia życia. Co za znieczulica? Co to za wieś, że nikt nie udziela pierwszej pomocy? Wszyscy stoją i patrzą. Na co czekają? Na śmierć człowieka? Dla mnie to jest niezrozumiałe. Dla nas jest to straszna trauma, że pomimo przeprowadzanej na szeroką skalę akcji w szkołach, pogadanek, ćwiczeń, manewrów, pokazywania jak się reanimuje, nikt nie przystępuje do reanimacji. My jesteśmy w szoku, że tak może się zachować społeczeństwo w dwudziestym pierwszym wieku. Tam na pewno była osoba, która dobrze znała techniki udzielania pierwszej pomocy. Według mnie było tam kilkadziesiąt takich osób. Czy bali się tej kobiety? Dla nas to jest wielki szok, wielka trauma, wielkie przeżycie. Zachowanie się strażaków z OSP, którzy byli na miejscu i są przeszkoleni. Rozmawiałem z ratownikami, którzy byli na miejscu. Dla nich też jest to niezrozumiałe. Nie potrafimy sobie wytłumaczyć tej znieczulicy, tego, co tam nastąpiło. Każdy z nas może takiej pomocy potrzebować w każdej chwili, każdy z naszych bliskich.
Jednymi z adresatów tych gorzkich słów są strażacy. Ci jednak tłumaczą, że ich rola w tym zdarzeniu była zupełnie inna, a przede wszystkim pojawili się na cmentarzu już po przybyciu i podjęciu działań przez ratowników medycznych. Jak wyjaśnia rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej Patryk Moś, zgłoszenie dotyczące tej sprawy wpłynęło do jednostki o godzinie 12:34 z Komendy Powiatowej Policji. Chodziło o to, by strażacy pomogli w zabezpieczeniu miejsca lądowania helikoptera Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Zastęp OSP Kraszewice na miejscu był o 12:41 – kontynuuje P. Moś. – Z rozmowy naszego dyżurnego z dyżurnym policji wynikało, że zespół ratownictwa medycznego już jest na miejscu. Wynika to również z dokumentacji, jaką stworzył dyżurny stanowiska kierowania. My mieliśmy wiedzę, że coś się tam dzieje, będzie lądowanie LPR i na tym się skupialiśmy (…) Istnieje nawet prawdopodobieństwo, że gdyby nie Wszystkich Świętych, tłok na cmentarzu i parkingu w ogóle OSP nie byłoby dysponowane do tego zdarzenia, bo Państwowa Straż Pożarna nie otrzymałaby informacji. Śmigłowiec wylądowałby w wygodnym, bezpiecznym miejscu i nastąpiłoby przekazanie osoby poszkodowanej z karetki. Nawet byśmy o tym nie wiedzieli.
Nie zgadzając się z krytyką postawy strażaków, P. Moś przyznaje jednocześnie H. Wawrzyniakowi rację w kwestii oceny zachowania ogółu uczestników nabożeństwa na cmentarzu.
- Niestety ludzie się boją, a strach wynika z niewiedzy – stwierdził. – Trudno jest podjąć działanie już nie na fantomie, ale na żywej osobie. Tylko prawda jest taka, że my swoją postawą już jej bardziej nie zaszkodzimy. Możemy jedynie pomóc, jeżeli sytuacja jest tak skrajna, jak w tym przypadku, kiedy dochodzi do zatrzymania krążenia. Szkoleń faktycznie jest dużo, tylko należy się zastanowić, po co ktoś idzie na takie szkolenie.
Bywa bowiem, że jedyną motywacją jest zdobycie kolejnego „papierka”.
-Niestety świat nas czasem zmusza do kompletowania swojej teczki z dokumentami. Tylko, że dokument poświadczający odbycie szkolenia nie poświadcza naszych umiejętności – zaznacza P. Moś.

Autor: lukasz.smiatacz@radiosud.pl