19 kwietnia 2024, 03:35

Teraz

Rozrywka i oświata

A A A

BOBROWNIKI: Hubertus na Ranczu

To było prawdziwe święto koni i koniarzy. W niedzielę (2 października) do Bobrownik w gminie Grabów nad Prosną zjechało wielu hodowców, jeźdźców i miłośników tych pięknych zwierząt z Wielkopolski, Dolnego Śląska i Ziemi Łódzkiej. W ramach czwartej już edycji Hubertusa na Ranczu Bobrowniki zorganizowano zawody w skokach przez przeszkody i powożeniu, a także pogoń za lisem i atrakcyjne pokazy.
- Pomysł się przyjął i widzimy każdego roku coraz większą frekwencję, więc będziemy kontynuować to w następnych latach – zapowiada właściciel Rancza Bobrowniki Piotr Kaczmarek. - Głównym celem jest integracja społeczeństwa i naszych koniarzy. To są zmagania towarzyskie. Dzieci, które nie mają szansy albo możliwości wystartować w profesjonalnych zawodach organizowanych przez Polski Związek Jeździecki, tutaj mogą spróbować swoich sił. Ściągamy ludzi mieszkających w promieniu 50-70 km od tego miejsca.
Zadowolenia z tego, że inicjatywa znakomicie się przyjęła i zyskuje na popularności, nie kryje sołtys Bobrownik Krzysztof Zimoch.
- To impreza kończąca cały sezon, organizowana przez wszystkie organizacje, które działają na terenie wsi łącznie z radą sołecką i moją skromną osobą – mówi. - Bardzo się cieszę, że jest tak duże zainteresowanie i zawodników, i publiczności.
W tym roku do rywalizacji stanęło ponad stu zawodników, w tym spora grupa debiutantów, którzy po raz pierwszy próbowali swoich sił na parkurze. Wszyscy otrzymali równorzędne nagrody.
- Debiuty są organizowane po to, żeby pierwszy raz jeździec lub koń mógł zobaczyć parkur – wyjaśnia P. Kaczmarek. - To taka namiastka zawodów. Najmłodszy dzisiaj jeździec ma pięć lat.
Pierwsze kroki na parkurze stawiała m.in. Maja Majda, reprezentująca Stajnię „Ataman” z Sokolnik.
- Moje jeździectwo zaczęło się od małego – wyznała. - Tą pasją zaraziła mnie mama. Jeżdżę raz w tygodniu, ale też mam swoje konie w stajni u siebie. To są dwa fiordy, Ragnar i Quatro. To jest moja największa pasja i nie zamienię ją na żadną inną. Konie to specyficzne zwierzęta, bo są bardzo mądre i można z nimi wykonywać różne dyscypliny. Chcę iść w kierunku sportu, w przyszłości skakać przez przeszkody. Chcę być coraz lepsza.
Co godne podkreślenia, tę samą stajnię co Maja reprezentowała również Liliana Kałdońska, zwyciężczyni pierwszego z rozegranych w niedzielę konkursów.
- Bardzo podobały mi się zawody, atmosfera była super. Jestem bardzo zadowolona i szczęśliwa, a przede wszystkim zaskoczona – zapewniała. - To moje pierwsze zawody, debiut. Konno jeżdżę od 4-5 lat. Zawsze chciałam jeździć, ale ciężko mi było znaleźć stajnię. W końcu znalazłam panią Izę, moją najlepszą trenerkę i zakochałam się w jeździe konnej. Czasem jeżdżę dwa razy w tygodniu, czasem raz, różnie.
Wiele działo się też na torze przeznaczonym dla zaprzęgów. Wszystko toczyło się na podstawie ściśle określonych zasad. Zwyciężał zaprzęg, który uzbierał najmniejszą liczbę punktów karnych, a w przypadku remisu decydował lepszy czas przejazdu. Sporo wrażeń dostarczyły publiczności także pokazy jeździectwa na bardzo wysokim poziomie. W pełni zasłużonymi brawami nagrodzono grupę akrobatyczną Łukasza Woźniaka z Sierakowa, składającą się z dziewcząt od 10 do 18 roku życia.
- Dziewczyny przychodzą do nas w wieku 7-8 lat, nieraz młodsze – mówi Ł. Woźniak. - Przychodzą nauczyć się jeździć, a później robię selekcję i wybieram te najwytrwalsze i najlepsze. Muszę też wybrać im odpowiednie konie.
Dziewczyny zaprezentowały się na konikach polskich.
- Najstarsza polska rasa zachowawcza i jedyna do tej pory – dodaje Ł. Woźniak. - Zajmujemy się ich hodowlą od 1986 roku. Idealnie się nadają do nauki jazdy dla dzieci, hipoterapii, a także w zaprzęgu i małego sportu w skokach przez przeszkody.
Do patriotyzmu i chwalebnych kart w historii polski nawiązywał z kolei pokaz w wykonaniu ułanów ze Szwadronu Kawalerii Ziemi Konińskiej. Kunszt jeździecki i umiejętność posługiwania się bronią białą spotkały się z gorącym przyjęciem zgromadzonych widzów. Grupę akrobatyczną i ułanów można było podziwiać ponownie w finale imprezy, kiedy odbyły się dwie pogonie za lisem – pierwsza przeznaczona dla dzieci i młodzieży, druga dla dorosłych. To nieodzowny punkt każdego Hubertusa.
- To pradawna impreza, organizowana przez szlachtę. Była to impreza myśliwych, ale kojarzy się również z jazdą na koniach – przypomina sołtys Zimoch. - Polowania odbywały się na koniach, a teraz współcześnie to łączymy. Naszym głównym sponsorem jest koło łowieckie. Jest to impreza końska, wieńcząca cały sezon jeździecki.
Na tych, którzy mimo kapryśnej aury zdecydowali się spędzić niedzielę na Ranczu Bobrowniki, czekały też liczne stoiska gastronomiczne oraz oferujące szeroki asortyment przedmiotów przydatnych hodowcom i miłośnikom koni. Wydarzenie cieszy się coraz większym zainteresowaniem, a za rok obchodzić będzie swój pierwszy okrągły jubileusz. W imieniu organizatorów już teraz zapraszamy do wspólnego świętowania tej okazji.

Autor: lukasz.smiatacz@radiosud.pl