28 kwietnia 2024, 08:29

Teraz

11°

Fakty

A A A

WIERUSZÓW: 65-latek w ciężkim stanie w szpitalu. Udzielano mu teleporady, później odmawiano transportu do szpitala

Do szpitala w Sieradzu w ciężkim stanie trafił 65-letni mieszkaniec gminy Wieruszów. Lekarz powiedział rodzinie, że pacjent dojechał za późno i prawdopodobnie czeka go jeszcze tylko 48 godzin życia. Starszy mężczyzna wcześniej był leczony przez telefon. Początkowo odmawiano zadysponowania karetki.

Region zszokowała ostatnio informacja o śmierci młodej ostrzeszowianki, która leczona była przez domofon. Takich przypadków jest o wiele więcej, a jeden z nich dotyczy właśnie Wieruszowa. Skontaktowała się z nami córka mężczyzny, która zapowiada skierowanie sprawy do prokuratury.

- Tato w piątek poczuł się bardzo źle. Gorączka prawie 41 stopni. Robiliśmy okłady i próbowaliśmy zbijać temperaturę. Zadzwoniłam do lekarza rodzinnego. Wcześniej dodzwoniłam się do wieruszowskiego pogotowia, to powiedziano mi, że mam kontaktować się z lekarzem rodzinnym. Lekarz zalecił nam podanie w tabletkach paracetamolu. Gorączka spadła do 40 stopni. Dzwoniłam pod 112 i odmówiono wysłania karetki. Dopiero pod numerem 999 zdecydowano się zadysponować pomoc. Ratownicy podali pyralginę, tabletkę pod język, i wykonali zastrzyki. Tatę zostawiono w domu, tłumacząc że jest wirus i nie ma co sobie żartować. Tata wyglądał dosłownie jak trup. Całą noc go pilnowaliśmy. Temperatura znowu trochę spadła. Rano tata wstał i się przewrócił. Ponownie dzwoniłam po jedną karetę, po drugą, gdzie odmawiano mi przyjazdu. Zadzwoniłam ponownie pod 999. Okazało się, że przyjechał ten sam ratownik, który był dzień wcześniej, widział pogorszony stan, opadający kącik ust, dlatego zabrano tatę do szpitala w Sieradzu.

Jak relacjonuje pani Agnieszka, w szpitalu w Sieradzu do godz. 6.00 oczekiwano na wynik testu na obecność koronawirusa. Badanie było negatywne. - Dzwoniłam tam często, w końcu to mój tato. Uspokojono mnie, że gorączka opada, że mam się nie martwić. Rano wsiadłam w samochód i dotarłam do doktora. Okazało się, że tata jest na intensywnej terapii. Ordynator, zresztą bardzo grzeczny pan, powiedział, że nie rozumie dlaczego pacjent nie został przywieziony wcześniej, dlaczego nie udzielono mu pomocy. Usłyszałam, że wszystkie parametry życiowe są powiększone o 160 razy! Wczoraj pan doktor stwierdził, że zostało mu 48 godzin życia, bo jest podłączony do wszystkiego. Lekarz powiedział, że pozostało nam czekać i się modlić.

Nasza rozmówczyni dodała, że lekarz kazał jej nie zostawiać tej sprawy. - Bo to co się obecnie wyprawia to jest kpina - mówi wieruszowianka, która skieruje sprawę do prokuratury. - Ludzie święci, to się w końcu musi skończyć, bo oni pilnują tylko własnego tyłka!

Autor: patryk.hodera@radiosud.pl